» Blog » Falkon 2008 godzina po godzinie
19-11-2008 01:37

Falkon 2008 godzina po godzinie

W działach: Blog, Recenzje, Takie tam gadanie | Odsłony: 0

Falkon 2008 godzina po godzinie
Tadam!

Poniższy wpis nie jest obiektywną oceną Falkonu. Nie grałem w planszówki, nie byłem na prawie żadnej prelekcji, na żadnym larpie, na żadnym spotkaniu autorskim, na żadnym pokazie i żadnym konkursie – być może było tam super, być może nie. Po prostu tego nie wiem, opisuję więc ten kawałek konwentu, który udało mi się zaliczyć.

Unikam podawania nicków w obawie przed przekręceniem. Nie czujcie się obrażeni, to moja pamięć zaczyna szwankować na stare lata.

A więc zaczynajmy...
Drogi pamiętniczku,

Piątek, 18-21, wielka wyprawa
Kto by pomyślał, że tak łatwo zgadać się z w zasadzie obcymi ludźmi na pociąg! Wystarczyło kilka prywatnych wiadomości, ze trzy smsy i oto pojawiłem się na dworcu, gdzie już czekał Szczur z biletami. Naprawdę miło z jego strony. Było nas więcej, a członkowie tej WoDowo-Wolsungowej grupy byli dobrymi towarzyszami podróży, która minęła w dużej mierze pod znakiem Dylematu Moralnego Garnka, skończonego zresztą Upadkiem. Szkoda mimo wszystko, że do Lublina jedzie się tak długo – aż do Otwocka pociąg jedzie z prędkością tramwaju, nieustannie hamując, jak to mi ktoś później wytłumaczył – starając się zminimalizować liczbę przejechanych mieszkańców Wschodu, którzy oddali swe dusze Bachusowi. Pozytywnie zaskoczyła mnie za to lubelska taksówka, która za 5 złotych od osoby dowiozła nas na miejsce.

Piątek 21-0, aklimatyzacja
Po wejściu w oczy rzucał się tłok, wynikający jednak przede wszystkim z ograniczonej przestrzeni parteru. Na akredytacjach panowało pewne zamieszanie, a ja wciąż nie wiem, czy w ogóle ktoś chciał ode mnie jakieś pieniądze i czy je zapłaciłem. Odebrałem jednakże szpanerski, orientexpressowy identyfikator, program i broszurkę informacyjną, całkiem ciekawe i dobrze zrobione, choć nie wolne od błędów. Postanowiliśmy poszukać miejsca do rzucenia naszych rzeczy. Okazało się, że wszystkie dostępne sale są już zatłoczone, rozbiliśmy więc tymczasowy obóz na końcu któregoś z korytarzy, sygnalizując przy okazji orgom o smutnym losie ludzi bezdomnych. Na szczęście, w niedługim czasie Miły Org (ich identyfikatory nie były zbyt czytelne, a moja pamięć do nicków obcych ludzi zawodzi na całej linii, więc będę ich określał epitetami) zaprowadził mnie do wolnego pokoju, w którym wedle jej słów "jutro ewentualnie będzie jakiś konkurs, ok?". Zyskaliśmy więc salę dla siebie, którą jednak szybko wypełnili krewni i znajomi królika, w tym ekipa z Krakowa, w wolnych chwilach poprawiająca karty postaci do Kryształów Czasu(?). Mogliśmy już wyruszyć, aby zrealizować swoje Cele. Nie pamiętam, jak do tego dokładnie doszło, ale w końcu trafiłem na:

Piątek 0-1, frajer
Larp Wolsungowy zapowiadał się ciekawie. Zapisałem się na listę rezerwową, kilku osób brakowało, coś tam coś tam, w sumie przeczekałem, posłuchałem opisu świata, tralalala, rumpa rumpa, rozdawanie postaci, hm, rince, sorry, dla ciebie jednego zabrakło miejsca. Znaczy, rozumiem – po prostu byłem za nisko na liście rezerwowej, zdarza się, natomiast mam do siebie żal, że nie zorientowałem się o tym trochę wcześniej i poniekąd zmarnowałem godzinę. Natomiast był to jedyne z mojej strony sfrajerzenie tego konwentu i nauczyło mnie, że należy decydować się szybko i mieć jasność sytuacji. I nosić ze sobą długopis.

Piątek 1-4?, integrejszon
Poszedłem więc do pobliskiego pubu, który jednak zaraz został zamknięty. Jak się okazało, była to jedyna okazja, by pogadać z kilkoma ludźmi, których prawie nie widziałem już do końca konu (np. z komiksiarzami), będąc zajęty czymś innym. W sumie fajnie. Po powrocie na teren jeszcze trochę pogadaliśmy i skoczyliśmy na zorganizowaną przez Paszko(ę?) sesję Neuroshimy, która okazała się żartem dosyć przewidywalnym, ale zabawnym. Tak czy inaczej, w piątek mogłem zamienić kilka słów ze starymi i nowymi znajomymi. Nie wziąłem jednak udział w żadnej konwentowej atrakcji, a jako młody stażem uczestnik jeszcze nie wszystko widziałem i nie wszystko słyszałem, w sobotę ruszyłem więc do akcji.

Sobota 8-10, sesja nadciąga
Rano miałem prowadzić sesję. Muszę przyznać, że od dawna nie prowadziłem – i prawie nigdy na poważnie obcym ludziom, miałem więc trochę tremy. Obudziłem się nawet zbyt wcześnie, nie chcąc spóźnić się na sesję. Wtedy nie wiedziałem jeszcze, jakie zagrożenia na mnie czyhały... [hm, proszę o niską trudność wyzwania, mam niskie statsy]

Sobota 10-11, prelekcja: Exalted – prezentacja systemu
Nie mam za wiele do powiedzenia w tej sprawie. Poprowadzona przy kilkuosobowej widowni prelekcja była poprawna, zawierała standardową opowieść o nowym systemie, w której mi osobiście zabrakło (nawet po pytaniach uczestników) opisania przykładowych przygód i w ogóle roli bohaterów w świecie gry. Inna sprawa, że nie mogłem zostać do samego końca, może więc pojawiło się to później.

Sobota, około 11, przeprowadzka
Wróciłem do naszego obozu zabrać swoje rzeczy. Okazało się, że konwent jednak potrzebuje naszej sali już teraz i nasze rzeczy zostały przerzucone do zamkniętego pokoju kilka drzwi dalej. Na szczęście, odpowiedzialny za to Nieco Zawstydzony Org zostawił swój numer telefonu i można było szybko uzyskać do nich dostęp, tak więc w sumie wszystko odbyło się całkiem w porządku.

Sobota, po 11, sesja Star Wars Saga... przeniesiona
Nie zebrałem dostatecznej ilości graczy: co prawda Tuchol i Odol byli początkowo chętni, ale widząc, że są sami na liście, przenieśli się na sesję na 12, proponując mi współudział. Potem pojawiła się Jade ze znajomym, którzy chętni byli zagrać o 18. Umówiłem się więc ze wszystkimi właśnie na tą godzinę.

Sobota, 11-16, prezentacja i sesja The Savage World of Solomon Kane
Pierwsza moja sesja na Falkonie była naprawdę udana. System z jego łatwą do opanowania mechaniką i wyrazistymi postaciami, posiadającymi dodatkowo bohaterski bonus w postaci Dzikiej Kości, przypadł mi do gustu. Przygoda dobrze prezentowała grę i świetnie się bawiłem, również dzięki pozostałym współgraczom. Jeżeli mam jakiekolwiek zastrzeżenie, to może tożsamość mojej postaci – rubaszny cwaniak - nie za bardzo pasowała do sesji skupionej na walce z zombie i rozwiązywaniu religijnych tajemnic z przeszłości. Tak czy inaczej, broszurka z podstawowymi zasadami Savage Worlds zapewne trafi przy najbliższej okazji do mojej kieszeni.

Sobota, 16-18, w poszukiwaniu szemranej pizzy
Widząc na plakatach ogłoszenie pizzerii, znajdującej się 300 metrów od konwentu, dzielnie ruszyliśmy na poszukiwania, licząc, że sobie poradzimy. Wylądowaliśmy oczywiście brnąc coraz dalej po nieoświetlonych, opuszczonych ulicach, otoczeni dziczą i mżawką. W końcu udało nam się odnaleźć Święty Grall Aprowizacji, ale niewielka buda z klarownie szemraną pizzą srogo nas rozczarowała i udaliśmy się na stołówkowy, całkiem znośny obiad w konwentowym barku.

Sobota, 18-22.30, sesja Star Wars Saga
O tak! Strzały, świetny pościg, trochę dynamicznej intrygi, tajemnica, dyskretny udział Mocy, przystępne współtworzenie fabuły, konflikt w drużynie (ale dopiero pod sam koniec, wcześniej owocna współpraca), trochę klimatu... Sesja wyszła naprawdę świetnie, a wszystkim graczom, a więc Tucholowi, Odolowi, Jade i jej znajomemu muszę naprawdę podziękować. Może trochę szkoda, że musieliśmy grać na końcu jednego z korytarzy, z drugą grupą kilka metrów dalej, przez co nie mogłem wykorzystać przygotowanej muzyki – ale na szczęście szybko udało nam się porwać wydarzeniom i wyrwać ograniczeniom miejsca: które zresztą było po części moją winą, w końcu przeniosłem sesję na silnie okupowaną godzinę. Brawa dla Ducego, który stworzył naprawdę miodny scenariusz, nawet jeżeli według jego słów mu nigdy nie udało się go aż tak dobrze poprowadzić.

Sobota, 23-2, sesja Don't Walk In Winter Wood
Po poprzedniej sesji miałem dużą ochotę na następną: nie chciałem, by ten dzień się już kończył. Nagle niebo zesłało mi Chimerę, poszukującego jednego gracza do swojej sesji. Idealnie! Choć musieliśmy najpierw doczekać się sali (niemal niezbędnej do tego systemu), w końcu dostaliśmy lokację w zasadzie idealną. Don't Walk... to system, który pozwala wykreować niesamowity klimat ogniskowej opowieści, której (przynajmniej ja) sam nigdy bym nie opowiedział. Jest to ciągłe, nieprzerwane opowiadanie kolejnych graczy, z mistrzem gry przejmującym narrację w celach opisu otoczenia i zwrócenia uwagi na poszczególne kwestie, pozostawiający jednakże graczom ogromne pole do popisu. Skrajnie uproszczona mechanika świetnie pasuje do klimatu. Jest to gra dosyć wymagająca – zarówno pod względem elokwencji (konieczność szybkiego konstruowania spójnych i dobrze brzmiących zdań – ja sam miałem tu pewne problemy), jak i koncentracji (już chwila nieuwagi sprawi, że trudno nam będzie zrozumieć o co chodzi). Jeżeli jednak miałbym poprowadzić odpowiedniej drużynie możliwie najstraszniejszą sesję – wybrałbym chyba Don't Walk....

Sobota (w zasadzie Niedziela) 2-9, krótka przerwa pomiędzy sesjami
Reszta wieczoru minęła podobnie do poprzedniego – takie tam gadki szmatki z różnymi ludźmi i sen, tym razem dłuższy. W końcu miałem prawo do bycia zmęczonym, a następnego dnia w planach miałem kolejną sesję.

Niedziela 9-11, Get Out!
Na początku wszedł nas Niezbyt Miły Org i powiedział, że o 10 będzie tu larp, więc pora się wynosić. No cóż, zaczęliśmy się spokojnie zbierać... Po kilku następnych minutach kolejny, tym razem Bucowaty Org, kazał nam zwolnić salę natychmiast. Cóż mogliśmy zrobić – spakowaliśmy się już ostatecznie i przenieśliśmy po raz kolejnej do przechowalni.

Niedziela, 11-15, sesja Comittee for the Exploration of Mysteries
Kolejny miodny system i dająca sporo frajdy sesja, której niestety nie zdążyliśmy dokończyć. Pierwszy raz grałem bez Mistrza Gry (choć lepszym określeniem byłoby: "z tytułem MG krążącym wokół stołu jak postać podczas Paszkowej sesji Neuro") i naprawdę się to sprawdziło. Wymyślanie, a szczególnie rozwiązywanie wyzwań (w ściśle ograniczonym czasie) jest rzeczywiście ciekawe i czasami dosyć trudne. Na pewno jeszcze lepiej byłoby przy dłuższej grze, podczas której moglibyśmy poświecić więcej czasu na połączenie wyzwań w spójną całość. Tak czy inaczej, koncepcja jest godna uwagi, a i mechanika wygląda na odpowiednią. Potencjał Comittee... w tworzeniu niezapomnianych scen rodem z Indiana Jonesa (takich jak ta z załatwieniem egzotycznego szermierza pistoletem) wydaje się dosłownie nieograniczony.

Niedziela, 15+, Konstanty wraca do domu
Nie wiem. Wyszedłem wtedy z kawowo-herbacianego ciągu i zasnąłem na jawie, choć nie na tyle, by nie dostrzegać tych wszystkich maluchów, które wyprzedzały nasz pociąg w okolicach Warszawy.

Trzy myśli na temat organizacji i konu w ogóle, które oczywiście nie powinny się tu pojawić (patrz początek):

+ Porządna szkoła, czysta, działające (generalnie) automaty z kawą i herbatą i słodyczami i napojami, barek w porządku, wielkie aule
+ Orient Express, ilość sesji, ich jakość, systemy, lans dla prowadzących – może trochę zawiodła kwestia promocji, może kilka plakatów na terenie konwentu zachęciłoby więcej fandomowych nołłanów do uczestnictwa
- chroniczny niedobór sal do spania i sesji
- miejscami pewien chaos

I teraz pora na plusy, punkty i pozdrowienia dla ludzi. Pozwolicie mi jednak pójść na łatwiznę?
+ dla wszystkich, z którymi się świetnie bawiłem na Falkonie 2008, grając, gadając, śpiąc w śpiworze obok acz nie tym samym (mam krótkie włosy) czy potrząsając ich dłońmi



A zrobię tak (poza strachem, że kogoś przeoczę lub przekręcę nicka) ponieważ chcę uwypuklić dodatkową Laurkę Specjalną dla...

Simana!

Ów niedoceniany człowiek spędził konwent załatwiając Orient Express. W dzień i w nocy biegał w tą i z powrotem, starając się znaleźć jak najlepszy kąt dla poszczególnych ekip. Jako że tych często po prostu nie było, to na niego spadały ciskane z oczu zirytowanych uczestników. Nie chcę wnikać, dlaczego ich nie było, i czy jest to czyjaś wina, w każdym razie:
Szacun, Siman, ja bym się w życiu nie dał wrobić w coś tam niewdzięcznego, męczącego i pożytecznego zarazem.

No i tyle. Jeżeli dożyję, pojadę w przyszłym roku. Tymczasem, do zobaczenia na Pyrkonie, mam nadzieję :)

Ps. Żeby dowiedzieć się, co znaczy bpm, trzeba było być na Zlocie i nie przegapić okazji . Nie należy też wierzyć w marne próby samodzielnego rozszyfrowania skrótu :P

Komentarze


27532

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Cholipa, żądam Orient Expressu na Pyrkonie!
19-11-2008 08:06
Gorath
    Propos Savage Worlds...
Ocena:
0
Trzeba było zagrać młodym Salomonem Kanem! ;p Aż mi szczena opadła, gdy nikt nie zechciał tej postaci. Na ostatniej konwentowej sesji, gracze się o mało o niego nie pobili.
Ale tak na poważnie, to rzeczywiście może nie powinienem dawać do wyboru postaci "rubasznego cwaniaka." Nie miałem jednak nikogo innego w archiwum, kto miałby dobre statsy związane z leczeniem.
Mimo wszystko cieszę się, że sesja się podobała. Pozdrawiam!
19-11-2008 08:42
Odol
    Przekręcone ksywki
Ocena:
0
Mimo usilnych starań nie udało Ci się uniknąć przekręcenia ksywek: nie "Tudol", a "Tuchol". Poza tym chyba wszystko się zgadza :)

I jeszcze raz dzięki za sesje. To był kawał solidnego grania :D

Pozdrawiam.
19-11-2008 11:51
rincewind bpm
   
Ocena:
0
Sorry :P Sam widzisz, spędzam z człowiekiem 3/4 konwentu, a tu i tak... Ech.
19-11-2008 12:16
kaduceusz
   
Ocena:
0
+1 dla OE, Maski, Comittee i paszkoneuro, choć akurat tym razem nie miałem okazji zagrać :-)

A OE na Pyrkonie w planach, owszem.
19-11-2008 17:34
Urko
   
Ocena:
0
Imć Paszko prowadził sesję w Neuroshimę: Totalne Zniszczenie, gwoli wyjaśnienia zainteresowanym ;).
19-11-2008 18:25
Ziolo
   
Ocena:
0
No tak, sesja w Neuroshime (i w Monastyr w dzien nastepny) zdecydowanie najlepsze... :D

A ja probowalem zagrac w "In a Wicked Age" w piatek, ale sie prowadzacy nie stawil. Podobno to wina Duce, bo jest za dobrym oratorem, czy cos...
19-11-2008 21:57
Siman
    Wow, dzięki :)
Ocena:
+1
I tak zostałem Docenionym Orgiem. ;) W przyszłym roku też zamierzam dać się wrobić, ale tylko pod warunkiem, że weźmiemy tę dwa razy większą szkołę, którą mieliśmy brać już teraz, ale z różnych przyczyn tego nie zrobiliśmy. Że to był błąd, to było jednak widać, zwłaszcza że jak na konwencie brakuje sal, larpom i sesjom obcina się miejsce na początku. :P
19-11-2008 22:30
Vini
   
Ocena:
0
Eh, nie mogłem być przez egzamin na prawo jazdy :/
Kiedy następny konwent w pobliżu podkarpacia? ;)
20-11-2008 14:30
beacon
   
Ocena:
0
Brawo rince! Zrobiłeś OE lepszą laurkę niż wszyscy inni razem wzięci ;D Szacun!
20-11-2008 15:58
kaduceusz
   
Ocena:
0
Ziolo, masz rację. Piątkowa sesja IAWA się odbyła i ponoć wyszła bardzo fajnie. Problem leżał w tym, że ciutkę przeciągnąłem swoją prelekcję... prezentującą gry Orient Expressu, na której to prelekcji twardo do końca siedział m.in nid, piątkowy (;-) mistrzujący jawę. Na przyszłość wezmę to pod uwagę, dammit :->

A w IAWę jeszcze na OE będzie się dało zagrać, choćby na wspomnianym już Pyrkonie.

Vini: R-kon w marcu ;-)
20-11-2008 19:32

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.